,,Wyglądasz wspaniale...Ten wyjazd w góry naprawdę dobrze Ci zrobił..."-powiedziała Emila,moja przyjaciółka uśmiechając się szeroko gdy po tygodniowej nieobecności pojawiłam się w pracy. Zamknęłam oczy...Chciałam znowu choć przez chwilę poczuć się tak samo cudownie jak wtedy...Chciałam znowu poczuć to rześkie, górkie niczym nie zmącone powietrze...Nasycić nozdrza przeszywającym zapachem świszczącego między szczytami wiatru...Nacieszyć oczy niebywale pięknymi widokami ościżonych szczytów...Po raz wtóry ujrzeć nieznane dotąd przepiękne gatunki fauny i flory...Tak. Ten wyjazd był naprawdę wyjątkowy...Nie mogę uwierzyć że na początku byłam do niego tak negaytwnie nastawiona...Bałam się, że dwójka naszych maluchów zupełnie nie odnajdzie się w nieznznanym im dotąd świecie...Nie wiedziałam czy będą zainteresowane naukę jazdy na nartach i najwazniejsze - jak zareagują na tak gwałtowną zmianę kilmatu...Dla moich córeczek był to bowiem ich pierwszy w życiu wyjazd w góry. Dziewczynki nigdy dotąd nie widziały ośnieżonych górskich szczytów, krętych stoków ani niebezpiecznych, ale szalenie interesujących górskich szlaków...No chyba że na zdjęciach...Starałam się więc bardzo aby ten pierwszy kontakt z górską przyrodą na długo zapadł im w pamięci...Ale dziewczynki, mimo naszych początkowych obaw, czuły się tam jak ryby w wodzie! Z zapartym tchem podziwiały górskie krajobrazy i stawiały pierwsze kroki na nartach...Ida była najmłodszą narciarką na stoku!Bylismy z niej szalenie dumni...
,,-Jak tu pięknie..."-mówiłam każdego dnia do meża gdy przy otwartych na ościaż okiennicach piliśmy aromatyczną kawę, wpatrujac się jednocześnie w nieokiełznane, nieco ośnieżone górskie szczyty...Wiatr muskał nasze twarze, rozwiewał włosy, przenikał całe ciała...W około nie było nic...Tylko my i niczym nie zmącona przyroda...Myślałam że jesteśmy w raju...
...do czasu przyjazdu do Biesowa - malutkiej, niezwykle malowniczej wsi położonej w samym sercu Mazur...Niezbadane, tętniące życiem lasy...Urokliwe, niczym nie zmącone jeziora...Dzika, nieujarzmiona przyroda...Wydaje się że czas stanął tu w miejscu...Nie ma tutaj wielkich, nastawionych na zysk aglomeracji...Nie ma tutaj olbrzymich hoteli, których właściciele liczą jedynie na pieniądze turystów...Nie ma przyciągających uwagę i pieniądze turystów kramów z pamiątkami...Tutaj panuje niebywale serdeczna, rodzinna atmosfera...Mieszkający tutaj ludzie są nie tylko niezwykle pomocni i gościnni, ale także niebywale szczerzy i serdeczni...Po prostu dobrzy...Dobrzy, uczciwi, prości ludzie...Szacunkiem otaczają nie tylko drugiego człowieka, ale również otaczjącą ich przyrodę...Na organiozowanych przez Nich rodzinnych festynach można poczuć się jak prawdziwy członek miejscowej społeczności...Tutaj nikt nie sili się na to aby być lepszym od innych...Tutaj nie ma ubranych w markowe kombinezony bufonów, jakich pełno jest niestety na górskich stokach...Tutaj nie liczy się wygląd anie ubranie...Tutaj najbardziej liczy się serce...Och, jak bardzo podczas wyjazdy w góry, denerwowali mnie Ci wszyscy ludzie którzy zakładali drogie kombinezony narciarskie tylko po to, by tylko zrobić sobie w nich zdjęcie i zamieścić ja na portalu społecznościowym...Jak bardzo przeszkadzało mi otoczenie snobów i bufonów, którym wydawało się, że kiedy mają pokaźne sumy na koncie mogą innych traktowac z nieukrywaną wyższością...Jak bardzo źle czułam się w towarzystwie kobiet, które przyjechały w góry tylko dlatego że to modne...
Tutaj, w Biesowie, czułam się jak w domu...Swoim rodzinnym domu...Z ogromną radością patrzyłam na biegajace po zielonych łąkach dziewczynki, na ich szczerze roześmiane twarze, rozwiane włosy i umorusane buziaki...Tutaj znowu poczułam się jak mała, beztroska dziewczynka...Uwielbiałam kąpać się w nieco zimnej, ale niezmiernie krystalicznej wodzie z pobliskiego jeziora...Uwielbiałam wspólne wyprawy do lasu w poszukiwaniu niezliczonych skarbów...Uwielbiałam chłodne poranki z kubkiem aromatycznej kawy w ręku...Uwielbiałam wsłuchiwać się w panującą wieczorę ciszę, zakłócaną od czasu do czasu cykaniem świerszczy...Uwielbiałam rodzinne wyprawy na ryby z mieszkającym tu od zawsze Panem Henrykiem...Uwielbiałam przygotowywane pod gołym niebem, ekologiczne posiłki złożone jedynie z miejscowych produków...Uwielbiałam wszechobecną przyrodę, panoszące się do okoła zwierzęta...
I jest jeszcze jedna rzecz za którą uwielbiałam Biesowo - przepyszne, faszerowane kaszą i twarogiem tutajsze pierogi...Prawdziwa uczta dla podniebiebienia...!
,,-Tak masz rację..."-dodałam po chwili wyrwana z zamyślenia.,,-Ale to nie wyjazd w góry się do tego przyczynił...Tylko małe,niepozorne Biesowo...I pierogi..."-powiedziałam z szerokim uśmiecham na ustach, planując z myślach kolejną wyprawę do serca Mazur...