jeśli argumentem przeciwko obecności mężczyzny przy porodzie ma być "traumatyczność porodu" to warto najpierw ustalić, o jaką traumę chodzi. Bo jeśli o traumę typu "z kanału rodnego wyskakuje główka dziecka i towarzyszy temu krew" to jest to nie do ominięcia, jasne. Ale jeśli na traumę mają się składać strach, lewatywy, nacinanie krocza i medykalizacja porodu to już niekoniecznie.
Czy sporządzałyście plan porodu? Wiele szpitali (a na pewno te firmowane akcją rodzic po ludzku) zachęca ciężarne do przygotowania planu porodu, w którym zaznaczacie, co akceptujecie, a czego nie. Można w nim odhaczyć, że nie zgadzamy się na lewatywę lub podanie oksytocyny (oksytocyna przyspiesza poród, ale wywołuje bardzo silne i nienaturalne skurcze, przez co poród jest bardziej bolesny i wzrasta ryzyko dalszej medykalizacji- nacięcia krocza czy CC) i że prosimy o ochronę krocza, aby urodzić bez nacinania. Naprawdę wiele zabiegów okołoporodowych jest zbędnych dla urodzenia dziecka, a ma na celu ułatwić i przyspieszyć poród personelowi chcącemu zejść ze zmiany. Warto o tym wiedzieć, aby móc zdecydować, czy chcemy rodzić naturalnie i w swoim rytmie. No i szkoła rodzenia jest imho niezbędna, jeśli para chce rodzić wspólnie. Lęki mężczyzny wobec uczestnictwa w porodzie biorą się najczęsciej z niewiedzy- czego się spodziewać, co jest konieczne a co nie jest, do którego momentu mozna bronić partnerki, a gdzie zaczyna się utrudnianie pracy lekarzom. Podczas zajęć w szkole rodzenia dowiadujecie się też, jaki jest rytm porodu, co jest jego fizjologią a co nie, kiedy jechać do szpitala (bo pojechanie za wcześnie kończy się często wygaśnięciem skurczów z powodu stresu, co powoduje oczywiście propozycję podania oksytocyny i rozpoczęcie niepotrzebnej medykalizacji). Wiedza daje nie tylko kontrolę nas sytuacją, ale oswaja też lęki.