Poród - jak to było..? Wspomnienia..
- Zarejestrowany: 19.03.2012, 15:52
- Posty: 17675
Zainspirowana wspomnieniami mojej kuzynki na temat porodu postanowilam dowiedziec sie jak to u Was bylo.
Jak wspominacie czas od chwili, gdy Wam wody odeszły? Popjechaliscie od razu do szpitala, czy czekaliscie jakis czas? Co na to Wasz mąż?
Zapraszam do dyskusji :)
- Zarejestrowany: 18.07.2012, 15:31
- Posty: 56
wiec dlaczego mimo tego bolu wiele z was decyduje sie na kolejne dziecko..?
bo zawsze może być lepiej? ;)
Pierwsze dziecko rodziłam z pełną medykalizacją: oksytocyna, nacinanie krocza, masaż szyjki macicy. Był to koszmarny poród i dopiero z czasem uzmysłowiłam sobie, ze pozwoliłam go sobie odebrać. Do drugiego porodu przygotowywałam się już inaczej. Douczałam się na stronach fundacji rodzić po ludzku, miałam plan porodu, byłam zdecydowana na ochronę krocza, nie zgodziłam się na podanie oksytocyny. Los zakpił z moich planów, bo z powodów medycznych w ostatnim miesiącu ciąży skierowano mnie na CC, choć walczyłam do ostatniej chwili o poród SN. Nie udało się, ale moja cesarka była bardzo "ludzka"- żadnego zabierania noworodka na oddział noworodkowy, obecność męża przy zabiegu, dziecko na gołą skórę i karmienie piersią w pierwszej godzinie. To wszystko dlatego, że znałam swoje prawa i wiedziałam, czego mogę żądać.
he he dokładnie i ten ból to tak po paru latach wcale nie wydaje się taki najgorszy
Rodziłam 15h i choć do dziś pamiętam te okrooooopnie bolesne skurcze i moment nacinania, to już po paru minutach bóle te wydały mi się niczym wobec Szczęścia, które wtedy odczuwałam i odczuwam do dziś jako mama mojego maluszka.
Otóż to :)
- Zarejestrowany: 19.03.2012, 15:52
- Posty: 17675
Piękne macie wspomnienia :) Ja razie musze czekac na to :)
3 dni przed terminem o 4 nad ranem obudził mnie ból brzucha. Wstałąm, pochodziłam po domu i za 20 min. znów ból. Wiedziałam już wtedy, że to skurcze. Spacerowałam sobie po domu, masowałam plecy. O 7 wstał mój P. (dopiero zorientował się, że nie ma mnie w łóżku i chyba cos się dzieje) i zaczął zapisywać na kartce co ile minut skurcze. A one stawały się craz częstsze. O godzinie 11 były już co 6 min. Poszłam jeszcze spokojnie pod prysznic. Potem ubrałam sie, nakremowałam i wyruszuszyliśmy do szpitala bo skurcze miałąm już co 3 minuty. O dziwo w drodze do szpitala wszystko mineło. Zaparkowalismy samochód specjalnie dalej żeby przejść się jeszcze spacerkiem. Na izbie przyjęć zbadano mnie i z łaską przyjęto - miałam 4 cm rozwarcie a to za mało dla pani położnej na poród pierworódki. Ale trafiłam na porodówkę. Tam sobie spacerowałąm bo skurcze były już tak silne, że w każdej innej pozycji było niewygodnie. Dostałam kroplówke z glukozą na wzmocnienie, bo niestety żołądek miałam pusty (co zjadłam to zwymiotowałam) i po 5 h. od przyjęcia na porodówkę miałam już moją kruszynkę w ramionach. Ból porodowy nie do porównania z innym, ale do wytrzymania. Zresztą wszystko potem rekompensuje Maleństrwo w ramionach :)
- Zarejestrowany: 19.03.2012, 15:52
- Posty: 17675
ojj chcialabym tak. Ale niestety u mnie w rodzinie sa bardzo ciezkie porody.
Ja się trochę bałam tego, że nie chodziłam na szkołę rodzenia nie czytałam nic o porodzie, bo odkładałam to na potem, a tu już czasu zabrakło, ale teraz wiem, że dobrze, że tak się stało bo nie zaprzątałam sobie głowy tym czy dobrze oddycham, czy nie zrobić jakiś ćwiczeń itd.
- Zarejestrowany: 24.08.2011, 13:04
- Posty: 14675
- Zarejestrowany: 27.10.2009, 16:11
- Posty: 30511
U mnie była planowana cesarka, szłam spakowana, bez skurczy, na luzie, nieświadoma. Tak jakbym się umówiła na wizytę do fryzjera. O 8:00 dostałam łóżko i nudziłam się do 15:00 wypełniając ankiety i czytając mamusiowe gazety. O 15:00 szybka akcja, cewnik, kroplówka, sala operacyjna, znieczulenie, 15:10 Kubunia zobaczyłam po raz pierwszy. Na swojej sali byłam o 15:20 moze 15:30 i dzwoniłam do Męża. I potem ten stres czy znieczulenie puści a jak puściło to ból...ale znośny. O 5:00 poszłam pod prysznic i już wtedy chodziłam, miałam Małego przy sobie non stop. Bolało ale szybko się o tym zapomina. Teraz czeka mnie powtórka i boję się tylko o zdrowie Borysa i rozstania z Kubusiem.
- Zarejestrowany: 27.10.2009, 16:11
- Posty: 30511
Właśnie to moja największa obawa, jakoś o bólu nie myślę.
- Zarejestrowany: 12.02.2011, 20:10
- Posty: 3358
No pewnie tak, a na dodatek mamusia wraca z nową i to płaczącą dzidźką, więc dziecko może się z lekka zdziwić o co chodzi.
No i zależy jak duże dziecko, bo większemu łatwiej wytłumaczyć, a mój to pewnie nic nie będzie rozumiał i dziwił się czemu mamy nie ma.
- Zarejestrowany: 20.02.2011, 19:09
- Posty: 13427
Moich wspomnień to ja tu może nie będę opisywać, żeby żadnej przyszłej mamy nie straszyć.
Ważne, że po tygodniu zmagań doczekałam się na Synusia!
- Zarejestrowany: 15.02.2011, 18:08
- Posty: 5072
Moich wspomnień to ja tu może nie będę opisywać, żeby żadnej przyszłej mamy nie straszyć.
Ważne, że po tygodniu zmagań doczekałam się na Synusia!
Anetko podpiszę się pod Twoją wypowiedzią bo miałam podobnie:-)
ojj chcialabym tak. Ale niestety u mnie w rodzinie sa bardzo ciezkie porody.
Nie ma na to reguły, moja mama urodziła 6 dzieci naturalnie, moje dwie siostry rodziły także naturalnie( jedna 2 synów, druga trzech) , a ja miałam cesarkę.
- Zarejestrowany: 19.03.2012, 10:48
- Posty: 173
Pierwszy poród wywoływany z powodu spadków tętna dziecka. Oksytocyna i za 2,5 godziny synek był już na świecie. Skurcz za skurczem, zero przerwy na głębszy oddech, ale nie miałam się czasu zastanawiać :)
Drugi poród spokojny i dość długi - 6h... Przerwy między skurczami pozwalały na drzemkę :P
Trzeci błyskawiczny... Na bloku porodowym byłam niespełna godzinę :P Ale jakoś dziwnie się bałam, nogi mi się trzęsły, nie umiałam nad tym zapanować...
Dwa pierwsze porody z nacięciem krocza... ostatnim razem udało się je ocalić :)
- Zarejestrowany: 18.11.2011, 11:34
- Posty: 8
hej ja miałam poród spokojny, wody odeszły mi o 20.00 i bez skurczy a na drugi dzien o 6 rano zaczeły sie skurcze mało bolesne trwały 3 godzinki a mój synek jak ja to mówie wychodził 12 min..a miałam wtedy 4 miesiace do moich 18 urodzin..to nie było bolesne ani trudne:) z przyjemnoscia urodze jeszcze jedno dzieciatko:)
Mój pierwszy poród jest opisany już na familie. A drugi? Hmmm było tak jak być powinno: z meżem, w nocy (tak chciałam) i bardzo szybko :)
- Zarejestrowany: 30.10.2012, 07:48
- Posty: 8
yto i ja opiszę swoje :)
Pierwszy poród 3 dni przed terminem z OM. zaplanowany w domu. wstaję rano i mówię do męża: ja dzisiaj urodzę- mimo, ze nic mi jeszcze nie dolega skurcze regularne od 17.00. po 20stej przyjeżdża położna. rozwarcie na 3 cm gdzie tu do 10??!! boli. bole krzyżowe, paskudne, na szczęście mąż masuje plecy i jakoś leci. chodzę, kręcę biodrami, biorę przysznic....22.30 odchodzą wody. jeszcze 45 minut parcia i jest nasze szczęście. rodzę w pozycji stojącej pochylona do przodu i oparta o oparcie fotela ;) mała ma 3570g i 52cm. 10pkt. od razu dostaję ją w ręce. robi welkie oczy i zaczyna wrzeszczeć ;) dostaje cyca i błogi spokój. tak sobie siedzimy czekamy na łożysko. krocze całe, kilka drobnych otarć, bez nacięcia, bez medykamentów.
Drugi poród 4 dni po terminie z OM. zaczyna się nieśmiało od rana, choć nie wiem czy to TO wiem śmieszne, bo rodziłam już wcześniej, ale tym razem taka pewna nie jestem..na wszelki wypadek kontaktuje się z położną. postanawia przyjechać. godzina 8.30 bada mnie 1cm rozwarcia, ale skurcze nieregularne, więc nie można tego przyjąć za początek porodu. czekamy. na 11 mam jeszcze wizytę u swojego ginekologa(mały miał zarzuconą pępowinę na kark, jak ręcznik kąpielowy). połozna decyduje żeby iść. jedziemy z mężem, w aucie skurcze częssze, ale nadal nieregularne i niezbyt bolesne. lekarz bada i mówi 2cm! robi usg, dziecko bez z,mian szacowana waga 3,5 kg, więc git. pępowina ma zejśc z karku w trakcie porodu. radzi iść na spacer, jedziemy po psa i idziemy do pobliskiego parku. spacerujemy godzinkę, skurcze są refgularne w końcu!
wracamy do domku. decyzja- głodni!!! zamawiamy pizzę. długo czekamy na nią, między czasie skurcze co 5 minut, niezbyt bolesne. staram się chodzić, kręce biodra,mi, żeby nieco pomóc maluchowi.
jest pizza! po 14stej przyjeżdża, zjadamy, skurcze się nasilają położna pyta :"to co jemy i rodzimy?" ja na to "oczywiście"! godzina 14.40 badanie- 3cm....buuu tak mało??? idę siku, a w łazience skurcz za skurczem, przez 15 minut. wychodzę, a połozna "badamy", ja "znowu???przecież dopietro było???" bada....5cm!!!!
boli okrutnie, tym razem, bóle brzucha, a nie kkrzyżowe i dla mnie te brzuszne 100 razy gporzsze, bo plecy można masować, a brzucha nie.....boli jakby mnie ktoś kroił piłą na pół. idę pod prysznic, aa mąąż wychodzi z psem. stoję sobie pod cieplutkim strumieniem, ból nieco znośnioejszy i czuję, potrzebę parcia! ale jak to, przecież to dopiero 5cm! w głowie mam"nie przeć bo szyjke rozwalę" staram się opanować, ale nie daje rady. polożna decyduje wychodzimy spod prysznica. wychodzę., pomaga mi się powycierać, akurat wchodzi mąż. zdezorientowany, bo przed chwilą było 5cm, a ja w pełnym kontakcie!
wchodzimy do pokoju, stoję, opieram ręce na kanapie. słyszę pyk i podchodzą wody. parcie. ciężko idzie. młody nie chce wyjść. mąż podtrzymuje mnie pod pachy, siedzi na kanapie a ja ni to kucam ni to stoję. szarpię mu nową kosuzle i martwię się, że mu ją podrę :D położna mówi, że mały nie może wyjść, bo jak się kończy skurcz party to on się cofa. radzi, abym świadomie parła (tak jak w szpoitalu każą- nabierz powietrza i ciśnij ;)) no więc próbuję. udaje się. 10 minut ciężkiego parcia, ściskania mężowsiej koszuli i jest.
16.10- synuś, pierwsza myśl, ale brzydki lekko niebieski. pępowina zakręciłą się wokółszyi igo przytrzymywała. połozna mówi., że gdyby nie ta pępowina to pewnie wyskoczyłby jak z procy. płacze, więc wszysko ok. kolor wraca. dostaje 8pk, potem 9 i po 5 minutach ma już 10tkę. ssie cyca, ja idę siku i pod prysznic, bo goąco, spocona fe ;) mierzenie: 59cm! wow, przy córce to kolos, mąż móewi: "ooo taki długi to pewine ze 4kg", ja na to"chybaś oszalał! ja nie dałabym rady urodzić tych 4 kg!". klata 36,5cm. na wagę, a tam niespodzianka... 3930g! wow.
krocze bez draśnięcia, a taki chłop....łożysko bez problemu, posadziliśmy na nim drzewko ;)
kobiety w mojej rodzinie miał bardzo ciężkie i traumatyczne porody, ja nie, wię nie ma reguły ;)
mogę rodzić.
dzięki temu, że rodziliśmy domu, nie musiałam się rozstawać z córcią. ma czas porodu pojechała do babć, a wieczorkiem już wróciła :)
wiec dlaczego mimo tego bolu wiele z was decyduje sie na kolejne dziecko..?
Bo warto przeżyć taki ból, by potem tulić w rmaionach wyczekane maleństwo!:)
- Zarejestrowany: 29.02.2012, 20:52
- Posty: 736
wiec dlaczego mimo tego bolu wiele z was decyduje sie na kolejne dziecko..?
Bo warto przeżyć taki ból, by potem tulić w rmaionach wyczekane maleństwo!:)
Dokładnie tak! Moja mama przed porodem powiedziała mi że poród to tylko taka maleńka chwilka w porównaniu do całego życia i warto sie chwilke pomeczyć by już całe życie toważyszyła nam taka mała istotka która cały czas rośnie i rośnie a ja jako matka moge na to patrzeć i być z niej i z siebie dumna.