Opublikowany przez: aguska798 2011-07-07 15:53:16
Do szpitala zgłosiłyśmy się tydzień po terminie, w sobotę, z tego względu 2 dni wcześniej, iż wydawało mi się, że pomalutku odpływają mi wody płodowe, ale to nie było to.
Doktor mnie zbadał i zarządził na drugi dzień test... Troszkę się przestraszyłam, ale stwierdziłam, że to dobrze, w końcu córeczka będzie ze mną
W niedzielę poszłam na porodówkę na czczo, z butelką wody i potrzebnymi dokumentami do porodu. Siostra położna podłączyła taką dużą strzykawkę, na rękę założyła mi wenflon i z tej dużej strzykawki przez 1,5 h miałam podłączoną oksytoksynę + byłam podłączona do ktg.
Natalka: A mi się tam na świat nie śpieszyło:-) Nie chciałam wychodzić w niedzielę z brzusia, niedziela jest po to, aby odpoczywać
Przez godzinę nic się nie działo, leżałam tak podłączona godzinkę i ani jednego skucza, kolejne pół godziny, skurcze minimalne....Nie te porodowe..Pani doktor po teście stwierdziła, że teraz wszystko powinno samo ruszyć, tak najczęściej jest, ponieważ macica nasyciła się oksytoksyną i to może pomóc.
W poniedziałek kolejnego dnia, nic się nie działo, we wtorek znów poszłam na badanie, rozwarcie tylko postąpiło o 0,5 cm...Czyli już razem 1,5 cm Więc po badaniu poszłam drugi raz na porodówkę w celu wywołania porodu, ten sam scenariusz: wenflon, ktg, tym razem nie strzykawka a porządna kroplówka i jeszcze słowa wesołego pana doktora: "Przygotuje się Pani na dłuższy pobyt, dziś będzie ostro!"
No więc położyłam się na te łóżko porodowe i czekam na to: "ostro"......Po 2 h położna zbadała mnie i stwierdziła, że "coś" rusza- szyjka macicy jest cienka.
Natalka: Zupełnie nie rozumiem, jak można mnie tak na siłę wypraszać z mojego ukochanego domku...A mi tu tak dobrze..Cieplutko, o nic nie trzeba się dopraszać, ani płakać, ani krzyczeć:-)
Po dwóch godzinkach zeszłam z łóżka i poszłam do osobnej sali na piłeczki, drabinki, czułam skurcze, nawet mocno, a może po prostu chciałam je czuć:-) Łukasz był cały czas przy mnie i miał być do końca porodu. Koniec nastąpił dużo szybciej o 17:30 położna odłączyła kropłówkę i poszłam do swojej sali, bo teraz to na pewno sama córeczka wyjdzie
I minęły kolejne dni: środa, czwartek i nastąpił piątek 1.07.2011...
Kolejne wywołanie porodu: weflon, ktg, kroplówka- 4h i ani jedniuśkiego, malutkiego skurcza... Przychodzi pani doktor:
PD: "To co? Cięcie?
Ja: "Właśnie o tym pomyślałam"
PD: "Nie możemy dłużej narażać zdrowia dziecka"
Ja: "Ale jutro ta cesarka?"
PD: "Nie, dziś, zaraz! Siostro, proszę przygotować pacjentkę"
Podczas podłączania kroplówki i cewnika zdążyłam napisać smsa o cesarce do męża, siostry i familiowej Wioli:-) Zalecenia cięcia: brak postępu porodu...
1 zgoda do podpisania w locie na znieczulenie, druga zgoda na cesarkę. W między czasie przebieranie się w operacyjną koszulę i odpowiedzi dla siostry noworodkowej: imię i nazwisko ojca dziecka! Lekarz rodzinny dziecka itd...
Pojechałam przed długi korytarz na łóżku, do windy na dół na salę operacyjną: Pomocnicy w zielonych kitlach i w białych maskach, ze dwóch studenciaków, przejście na łóżko operacyjne, "proszę się schylić do znieczulenia", później podłączenie tlenu, białych plasterków do ciała, zarzucenie na mnie zielonej płachty i wysmarowanie brzucha czymś czerwonym...
Wszystko to trwało zaledwie 10 min. i malutka była na świecie, jeszcze ja pomarudziłam:
-gdy podłączyli mi tlen: "Słabo mi, słabo, będę mdleć"!- podkręcili mi tlen
- a jak zaczęli wyciągać malutką: "Ja wszystko czuję! Ja chcę znieczulenie ogólne!
Ale mnie nie słuchali, wyciągnęli malutką, obróciłam głowę w lewą stronę i ujrzałam takie umazane we wszystkich kolorach mazi, krzyczące maleństwo. Widok? Bezcenny!
Po chwili zaczęło mi coś psikać w nos razem z tlenem: "Za chwilkę Pani uśnie" i powieki zrobiły mi się ciężkie.
Gdy już przyjechałam na salę, czekała już na mnie siostra i mąż z teściową. Po jakimś czasie z inkubatorka siostry przyniosły mi moją córeczkę, czarnulkę Od razu przyssała się do piersi, oczywiście przystawiała mi ją teściowa, bo ja sama nie byłam w stanie, znieczulenie jeszcze działało, nie mogłam się ruszyć, podnieść głowy i napić wody. W nocy mieli mi ją przynosić do karmienia, tej nocy nie spałam. Słyszałam jak malutka płacze w osobnej sali;-( Płakała ze 2 godzinki, aż w końcu o 2 w nocy położna przyniosła mi ją:) Powiedziała, że może przy mnie mała się uspokoi, bo u niej to nawet zwymiotowała, bo tak chciała do mamy
Mnie wszystko bolało, ale dla małej miałam siłę, aby obrócić się na bok, aby ją nakarmić, jaka była szczęśliwa i spokojna, przespałyśmy razem całą noc:) Choć położna chciała mi ją zabrać to powiedziałam, że dam sobie radę;)
Po dwóch dniach miałyśmy kryzys laktacyjny, bo 2 dni nic nie mogłam jeść po cięciu;( 2 razy małą przepoili glukozą, z rana zjadłam śniadanie i dostałam na nowo pokarmu. Nie miałam pokarmu, ale i tak dawałam małej ssać pierś, chyba 5 godzin ssała w nocy i płakała, a ja razem z nią! Rano wszystko wróciło do normy. Dlatego dziewczyny, nie zrażajcie się karmieniem, bo cesarka, nie poddawajcie się! Dziś mała dalej je pierś i jest super zadowolona z pełnym brzuszkiem
Siostry położne na oddziale były bardzo pomocne, za co im na koniec podziękowałam bombonierką i dobrą kawą, ale te siostry od noworodków niczym się nie interesowały;-( Wpadły do sali w nocy, zobaczyły, że ja zapłakana, mała też:"To ja przepoję małą glukozą" i ani słowa otuchy, ale dzięki temu, że wcześniej oczytałam się z artykułami innych mam na familie.pl wiedziałam, że nie mogę się poddać:-D Dzięki Wam, drogie mamy! Nie poddałam się
Do tego obwiniałam się, że co ze mnie za matka, która nie mogła urodzić naturalnie... Miałam lekkie załamanie...
Do szpitala codziennie przyjeżdżał mąż i teściowa. Teściowa- czyli babcia tak pięknie pomagała przy małej, że postanowiliśmy jej to wynagrodzić w postaci drugiego imienia po niej
Natalia Grażyna, ur. 1.07.2011, waga:3960, dł: 52 cm, obwód główki: 36 cm.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Justyna mama Łukasza 2011.07.14 18:53
Aguś ja miałam cesarkę pod narkozą tez miałam żal że nie byłam świadoma, ale może to lepiej. Problemy z karmieniem miałam ogromne, a karmiłam 1,5 roku.
Stokrotka77 2011.07.09 20:37
Pewnie, że nieważne czy SN czy CC :)))) ja po dwóch CC i nie czuję się gorsza z tego powodu, więc i Ty Aga nie powinnaś!!! Najważniejsze, że maleństwo zdrowe a nieważne którędy wyszło ;)
Mama Julki 2011.07.09 11:35
Aguś zdrówka dla malutkiej!:) Nieważne, czy poród SN czy cesarka - ważne by maleństwo było zdrowe!
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.