Autor zdjęcia/źródło: asiula221
Kiedy dowiedziałam się że jestem w ciąży byłam zdezorientowana czy to odpowiedni moment. Wkrótce jednak odkryłam że odpowiedni moment jest zawsze a my kobiety same komplikujemy sobie to co jest w rzeczywistości bardzo proste.
Przez całą niemal ciążę która trwała niespełna 35 tygodni miewałam zgagę i do samego rozwiązania wymiotowałam. Mateuszek nie był wymagający. Czasami nawet nie kopał, spokojnie leżał sobie w moim brzuszku co czasem mnie przygnębiało. Myślę że to właśnie była między nami harmonia i zgranie i musiał dobrze się czuć.
5 tyg przed planowanym terminem zapragnął ,,uwolnić,, się ode mnie.
2 miesiące przed porodem postanowiłam odwiedzić rodziców. Latanie samolotami w zaawansowanej ciąży jest rzeczą inwidualną. Ja czułam się świetnie.
Minął miesiąc...- sobota 30 czerwca 2007 roku dzień jak co dzień a może troszkę smutny bo 4 dni później miałam już być u siebie, z dala od rodziny.
Rano spacer z ukochanym psem. Na spacerze zaczęły mi wody odchodzić. Zbagatelizowałam to bo przecież ja mam jeszcze 5 tygodni. Miałam wszystko zaplanowane jak w zegarku, tylko zapomniałam że czasem nie można planować jak na kartkach w kalendarzu.
Potem obiad moje ulubione pierogi z borówkami, nic nie wskazywało że ten dzień nie będzie zwyczajny. Kilka godzin póżniej zaczęłam czuć bóle ale nie takie jak w książkach. Po godzinie 15 za namową mamy pojechałyśmy do szpitala.
Nie mogłam uwierzyć w słowa lekarza.. ,,Pani będzie rodzić, widzę już główkę,,. W tamtej chwili pomyślałam, że może biorę udział w programie ,,Ukryta kamera,,. Ale kiedy mnie zawieźli na salę porodową otrząsnełam się.
Była godzina 17.30, pamiętam każdą jedną sekundę odliczaną z zegarem na ścianie, czekanie na ból i odetchnienie. Do 22 godziny miało być już po... to tak długo.
Ale Mateusz postanowił zrobić znowu po swojemu. O 18.10 urodziłam metodą naturalną w szpitalu w Krakowie 2,8 kg. synka zdrowego, ślicznego.
Nie było łatwo nie powiem, zwłaszcza że nikt wcześniej nie powiedział że łożysko też trzeba urodzić . Ale duma mnie rozpierała, że już go mam przy sobie.
Niestety czekał mnie kolejny zabieg- łyżeczkowanie jamy macicy. Przewieziono mnie na inną salę. Jadąc w windzie ciągle dochodziłam do siebie. Nie mogłam uwierzyć że naprawdę urodziłam. Ciągle myślałam, że to sen.
Na sali zabiegowej otrzymałam znieczulenie pajęczynowe. Byłam bezradna i zmartwiona, że mogą źle podać i będę na wózku.
Zabieg nie trwał dugo. Po nim czułam się jak w niebie. Zastanawiałam się dlaczego nic nie boli. Wkrótce jednak magiczne tabletki i znieczulenie przestały działać a ja skręcałam się z bólu.
Obiecałam sobie że będę twarda i byłam dla Mateusza. Nie spałam całą noc i zastanawiałam się dlaczego tak musi boleć, co dzieje się z mleństwem i czy ja naprawdę urodziłam.
W tą noc kiedy ja leżałam bez ruchu nagrywali videoklip do piosenki Piotra Rubika w pobliskim ogrodzie botanicznym. Gdy słyszę ta piosenkę tamten dzień na nowo powraca.
Miłości uczyłam się z każdym jego oddechem. Był grzeczny tak jak wtedy w brzuszku, kochane maleństwo. Teraz ma 4 latka i 4 miesiące i myślę że już bardziej się go kochać poprostu nie da.
Dopiero przy nim nauczyłam się kochać. Nauczył mnie cierpliwości i pokazał co jest naprawdę ważne...