Opublikowany przez: Kasia P. 2014-03-25 09:51:21
Wśród wielu nieporozumień dotyczących konfliktów, jednym z dość powszechnych jest oczekiwanie, że tzw. „ciche dni” są najlepszą metodą zażegnania konfliktu. „Ciche dni” to popularne określenie zjawiska, które w psychologii nazywamy ostracyzmem społecznym. W praktyce polega na drastycznym ograniczaniu kontaktów z drugą osobą, zarówno częstości oraz ich jakości.
Do wykorzystywania „cichych dni” w kontekście interpersonalnych konfliktów z partnerami przyznaje się w Polsce 1 na 4 osoby. W badaniach amerykańskich, do wykorzystywania tej formy (braku) komunikacji przyznaje się 7 na 10 respondentów. Istota nieporozumienia dotyczącego znaczenia „cichych dni” dla dynamiki konfliktów interpersonalnych sprowadza się do rozbieżności pomiędzy intencjami – tego, kto ciche dni inicjuje a ich potencjalnymi konsekwencjami dla osoby, która jest celem takiego oddziaływania.
Dla tych, którzy „ciche dni” inicjują mają one pełnić funkcję kary (czy zemsty) za zachowanie adresata tego działania. Te chwile oznaczają w końcu brak możliwości zaspokojenia podstawowych potrzeb psychicznych człowieka: przynależności, samooceny, szacunku czy kontroli. W konsekwencji pojawia się, raczej wcześniej niż później, frustracja, której mogą towarzyszyć negatywne emocje takie jak: gniew, złość, poczucie winy czy smutek.
Bycie odbiorcą takiej komunikacji jest dla człowieka doświadczeniem nieprzyjemnym i na tym ma polegać jego karząca funkcja. I tu może pojawić się problem. Znaczenia nabiera to, w jaki sposób adresat "cichych dni" poradzi sobie ze stresem, jakiego doświadcza w tych warunkach.
Może to zrobić na co najmniej dwa sposoby:
1. Próbować odzyskać kontrolę nad zaspokajaniem kluczowych potrzeb poprzez pojednawcze zachowania, które mają złagodzić lub rozwiązać konflikt.
2. Może wtedy podejmować działania, gdy zagrożone są potrzeby szacunku czy kontroli, które mają na celu odzyskanie zagrożonej pozycji w związku. W takim przypadku mogą pojawiać się zachowania prowokacyjne czy aspołeczne, które konflikt interpersonalny mogą eskalować.
Ludzie wykorzystują „ciche dnie”, żeby zyskać na czasie potrzebnym do uspokojenia się, odzyskania kontroli nad własnym wzburzeniem, które jest integralną częścią interpersonalnych konfliktów. W tym przypadku, problem polega na tym, że adresat zazwyczaj nie jest świadomy tych intencji. Dla niego jest to czas odczuwania negatywnych emocji i myślenia o naturze sporu. I tak, brak komunikacji zamiast obniżać poziom negatywnych emocji w konflikcie, może przyczyniać się do ich zwiększenia.
Gdy ludzie mają poczucie, że konflikt urasta do coraz większych wymiarów albo do niczego nie prowadzi, wykorzystują „ciche dni” do zarządzania dynamiką konfliktu. W tym sensie są pseudorozwiązaniem, bo w końcu to, że o konflikcie nie rozmawiamy, nie oznacza że go nie ma. Zwłaszcza że w kontekście „cichych dni”, gdy między skłóconymi partnerami zapanuje cisza, może oznaczać, że nadciąga burza.
O tym i wielu innych nieporozumieniach dotyczących konfliktów w bliskich związkach będę opowiadał na wykładzie i warsztacie, które poprowadzę w ramach projektu Strefa Psyche w SWPS 25 i 27 marca 2014 roku we Wrocławiu.
autor: dr Jarosław Kulbat, psycholog społeczny, konsultant i trener, wykładowca SWPS Wrocław, popularyzator nauki i początkujący bloger (Korporacyjne piekło).
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
IzaBrzeska 2016.08.13 22:19
Gdy wszystko ucichnie, można próbować rozwiązać problem normalnie - bez niepotrzebnych emocji. Wtedy zawsze jest łatwiej. Poza tym mamy więcej czasu, aby wszystko przemyśleć...
Stokrotka 2016.01.25 19:22
Zawsze troszkę emocje opadną.. łatwiej potem się dogadać
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.