30 stycznia 2012 22:15 | ID: 736461
2000 zł to wypłata dla jednego (i tylko jeden dostaje, drugi tyra gratis) z opiekunów/rodziców. A 1000zł to kwota przeznaczona na dziecko, od nowego roku wszyscy jednakowo, chyba że dziecko ma orzeczenie o niepełnosprawności to plus 200zł. Kasa na dziecko (1000) to kasa na wszystko z nim związane- wikt, opierunek, lekarz, lekarstwa, kieszonkowe,szkoła, książki, wycieczki, itd, a także w tym ma być opłata za prąd, gaz, telefon, czynsz, rachunki, ogrzewanie itd. - czy to dużo, czy mało? robię sondaż po znajomych, którzy maja dzieci- zobaczymy co powiedzą. Wy sami to oceńcie.Ja nie mam pojęcia, chyba na siebie wydaje wiecej.
30 stycznia 2012 22:25 | ID: 736467
2000 zł to wypłata dla jednego (i tylko jeden dostaje, drugi tyra gratis) z opiekunów/rodziców. A 1000zł to kwota przeznaczona na dziecko, od nowego roku wszyscy jednakowo, chyba że dziecko ma orzeczenie o niepełnosprawności to plus 200zł. Kasa na dziecko (1000) to kasa na wszystko z nim związane- wikt, opierunek, lekarz, lekarstwa, kieszonkowe,szkoła, książki, wycieczki, itd, a także w tym ma być opłata za prąd, gaz, telefon, czynsz, rachunki, ogrzewanie itd. - czy to dużo, czy mało? robię sondaż po znajomych, którzy maja dzieci- zobaczymy co powiedzą. Wy sami to oceńcie.Ja nie mam pojęcia, chyba na siebie wydaje wiecej.
Nie jest Ci wstyd?
Dzieci to nie towar czy praca za którą dostaje się kasę człowieku..
Decydując się na dziecko nikt nie patrzy czy będzie mu się to opłacało..Robi sie to z potrzeby serca.
30 stycznia 2012 22:45 | ID: 736476
"Decydując się na dziecko nikt nie patrzy czy będzie mu się to opłacało..Robi sie to z potrzeby serca."
I o to właśnie chodzi. Własne - rozumiem, ale obce? Kasa czy pasja? Tego próbuję się dowiedzieć. Dziwi mnie Wasz ton - wielkie oburzenie na krzywdę dzieci - i co tylko z tego co wnioskuje jedna osoba prowadzi taką rodzinę? Oburzamy się, wydajemy sądy, krytykujemy i co w końcu obracamy sie plecami? Jak łatwo dać na ulicy "złotówkę" i mieć spokój (może nawet spokój sumienia).
30 stycznia 2012 22:55 | ID: 736482
Tylko rodziny nie spokrewnione mają taką kwote i rodziny zawodowe Spokrewnione bez zmian
30 stycznia 2012 22:58 | ID: 736486
Sorki, mogę sie mylić bo to szkolenie było chyba tylko dla niespokrewnionych. A dla Ciebie pozdrowienia (o Tobie myślałem piszac post wyżej).
31 stycznia 2012 13:57 | ID: 736872
Odwiedziłem dziś rodzinę zastepczą, o roli pogotowia opiekuńczego. stwierdziłem, że mam dylemat-rozterkę: czy się do tego nadaję? Powiedziałem, że chciałbym porozmawiać zanim podejmę jakiekolwiek kroki. Chętnie zgodzili się udzielić mi wszelkich informacji, a nawet dali mi numer do innych rodzin, twierdząc, że wszyscy chętnie mi pomogą. Nic nie wspomniałem, ale chciałbym być rzetelny, więc zabrałem ze sobą mały dyktafon, abym mógł już na spokojnie odsłuchać i przeanalizować wszystko co słyszałem. Na początku wytłumaczyli mi jakie są formy rodzin zastępczych, nie będę tu się na ten temat rozpisywał bo szkoda miejsca. Wniosek był taki, że jako osoba samotna, w dodatku facet, mogę zostać "tylko" rodziną zastępczą. ledwo zacząłem pisać a tu już tyle tekstu.
Nie wiem czy mogę się tu aż tak bardzo rozpisywać? Jest trochę tego tekstu.
31 stycznia 2012 15:11 | ID: 736932
Odwiedziłem dziś rodzinę zastepczą, o roli pogotowia opiekuńczego. stwierdziłem, że mam dylemat-rozterkę: czy się do tego nadaję? Powiedziałem, że chciałbym porozmawiać zanim podejmę jakiekolwiek kroki. Chętnie zgodzili się udzielić mi wszelkich informacji, a nawet dali mi numer do innych rodzin, twierdząc, że wszyscy chętnie mi pomogą. Nic nie wspomniałem, ale chciałbym być rzetelny, więc zabrałem ze sobą mały dyktafon, abym mógł już na spokojnie odsłuchać i przeanalizować wszystko co słyszałem. Na początku wytłumaczyli mi jakie są formy rodzin zastępczych, nie będę tu się na ten temat rozpisywał bo szkoda miejsca. Wniosek był taki, że jako osoba samotna, w dodatku facet, mogę zostać "tylko" rodziną zastępczą. ledwo zacząłem pisać a tu już tyle tekstu.
Nie wiem czy mogę się tu aż tak bardzo rozpisywać? Jest trochę tego tekstu.
możesz...
31 stycznia 2012 17:34 | ID: 737044
Darcio. Możesz swoje spostrzeżania opisać w artykule lub blogu.
1 lutego 2012 08:25 | ID: 737356
Jak to się zaczęło? „Ona temu winna” - zanucił, wskazując na drobną blondynkę (wiek około40 lat). Wszystko od programu chyba TVN - „Pokochaj mnie” - lub tytuł podobny, który pokazywał historie dzieci z domów dziecka, które poszukiwały rodzin. Była to historia dwóch chłopców, którymi opiekował się dziadek, który ze względu na zły stan zdrowia postanowił znaleźć dla nich rodzinę. Bardzo nas wzruszył ten program, postanowiliśmy jakoś pomóc. Wspólnie z dziećmi (mają dwie córki własne) rozpoczęliśmy rozmawiać na temat programu i szukaliśmy sposobu na pomoc. Zapadła decyzja, aby odwiedzić chłopców w domu dziecka, a później się zobaczy. Pojechaliśmy do nich. Strach, obawa jak nas przyjmą – szybko minęła, gdy ich zobaczyliśmy. Starszy miał 10 lat młodszy 8. Opowiedzieliśmy o programie i o chęci pomocy. Wspólnie pojechaliśmy do domu dziadka (dziadek ostatnie miesiące przebywał w szpitalu, dlatego chłopcy zostali umieszczeni w domu dziecka), który był w szpitalu. Staruszek przyjął nas bardzo serdecznie, chłopcy tak bardzo się cieszyli. Podczas drogi powrotnej zapytaliśmy, czy chcieli by do nas przyjeżdżać na soboty/niedziele, chętnie się zgodzili. Przyjeżdżali przez 5 miesięcy, a my w tym czasie robiliśmy pierwsze kroki w kierunku utworzenia rodziny zastępczej. Tak naprawdę to miała być ona utworzona tylko i ze względu na tych chłopców. Po 5 miesiącach byliśmy bardzo zżyci, tęskniliśmy do soboty i do ich obecności. I przyszła wiadomość, że dziadek zmarł, a chłopcy idą do adopcji i dalsze widzenia nie mają sensu, bo rozbudzimy w nich tylko emocje, a jako rodzina zastępcza nie jesteśmy w stanie zapewnić im przyszłości. Bardzo bolało. Na adopcje nie było nas stać – zarówno mentalnie jak i materialnie, nie chcieliśmy stać także na drodze do szczęścia tych dzieci – jak nam wówczas mówiono. W tym czasie ukończyliśmy kursy i mogliśmy stać się dla nich rodziną zastępczą, niestety nie tak chciał los. Bardzo przeżywaliśmy całą sytuację, lecz postanowiliśmy zakończyć etap rodzicielstwa zastępczego. cdn...
1 lutego 2012 08:32 | ID: 737362
Dobrze Darcio, że napisałeś o swoich doświadczeniach. Teraz widzę Cię w innym świetle. I bardzo Cię polubiłam i szanuję. Czekam na dalszy cią.
Nasuwa mi się jedno spostrzeżenie, że czasem trzeba zachować chronologię wydarzeń , bo to bardzo pomaga we właściwej ocenie osoby opowiadającej.
1 lutego 2012 09:10 | ID: 737395
Zostaliście jednak rodziną, co się stało? Podczas tych 5 miesięcy, wiele się w nas zmieniło, czekaliśmy na soboty, kiedy chłopcy przyjadą. Ich pobyt u nas zmieniał atmosferę w domu, a ich odejście spowodowało pewnego rodzaju pustkę. Ukończyliśmy wszystkie kursy, lecz cała sytuacja zniechęciła, a właściwie zdołowała nasze podejście do założenia rodziny i właśnie w tym czasie zadzwoniła do nas dziewczyna z PCPR-u i zaprosiła nas na rozmowę.
Rozmowa zaczęła się od zdjęcia 2 chłopców w bardzo podobnym wieku do „naszych byłych”, w kilku słowach streściła ich historię i zaproponowała byśmy przemyśleli czy stać nas na kolejny raz. Wróciliśmy do domu nie odzywając się do siebie, każde z nas biło się z myślami, bólem, rozczarowaniem. Skoro już raz nic nie wyszło warto próbować? Na spotkaniu byliśmy całą rodzinką, wraz z córkami (13 i 11 lat). Cisza trwała do wieczora. Wieczorem przyszły dziewczyny i tuląc się zapytały czy nie warto spróbować? Może tym razem się uda? Potem była długa rozmowa w której każdy nawzajem przekonywał się do podjęcia decyzji na TAK. Następnego ranka zadzwoniłem z informacją, że chcemy spróbować i chętnie poznamy chłopców. Potem sprawy potoczyły się bardzo szybko. Chłopcy przebywali w domu dziecka, pojechaliśmy się poznać. Chłopcy czekali już na nas na placu zabaw, (6 i 12 lat), bracia a jakże do siebie nie podobni – pomyślałem w pierwszej chwili. Starszy blondynek z lokami i młodszy szatyn o krótkich włosach. Dziewczyny szybko nawiązały kontakt we wspólnej zabawie, a my poszliśmy załatwić przepustkę na wyjście z chłopcami na spacer z ośrodka. Poszliśmy do miasta, obowiązkowo na obiad do Mc Donalda, puszczały pierwsze lody. Chłopcy zasypywali nas pytaniami o dom, zwierzęta w domu, samochód, itd. czas szybko minął i nadszedł czas rozstania, lecz wiedzieliśmy że już nie długo zamieszkamy wspólnie. Pożegnanie było ze łzami w oczach i zapewnienia, że wkrótce się spotkamy znów. W drodze powrotnej dziewczyny trajkotały, a my z żoną milczeliśmy. Wiedziałem, że jeśli podejmiemy ten krok, wszystko się zmieni, całe nasze dotychczasowe życie. ..cdn.
9 lutego 2012 13:34 | ID: 743014
Decyzja zapadła jednogłośnie. Potem była już rozmowa z PCPR-em, załatwianie formalności, pisanie wniosków do sądu. I kolejne oczekiwania na soboty, odwiedziny, wspólne chwile, wspólne radości. Zostałem poinformowany, że początkowo będziemy pogotowiem opiekuńczym, a później zostaniemy przekwalifikowani na rodzinę zastępczą – jeszcze wtedy nie do końca rozumieliśmy jaka to jest różnica. Zaczęły się przygotowywania pokoju dla chłopców, dziewczyny dbały o każdy szczegół, aby pokój zrobił wspaniałe wrażenie, a chłopcy czuli się dobrze. Po prawie dwóch miesiącach załatwiania formalności urzędowych, chłopcy mieli jutro zamieszkać w swoim nowym domu i z nowa rodziną. Chłopców przywiozłem rano, wspólne śniadanie, pokazywanie pokoju i rozmowy. Przybyło nowych obowiązków, chłopcy zaczęli chodzić do szkoły i okazało się, że maja duże zaległości, także zdrowotnie było wiele do nadrobienia – dentysta, okulista, zrobienie wszystkich wyników, itd. Czas biegł dość szybko, minęły dwa miesiące, staraliśmy się zmienic status z pogotowia opiekuńczego na rodzinę zastępczą (w rodzinie zastępczej dzieci mogą przebywać do 18 roku życia, a w pogotowiu tylko do 1 roku). Gdy już wszystko było zapięte na ostatni guzik otrzymaliśmy wiadomość, że matka chłopców poddała się terapii i stara się o powrót ich do domu. Szok, kolejny cios? I wtedy wytłumaczono nam, że rodzina zastępcza to taka właśnie forma przejściowa – opieka nam dzieckiem do czasu, gdy rodzice biologiczni nie „odbija się od dna”.
Tylko czy my jesteśmy na to gotowi? Zostaliśmy pogotowiem, trafiają do nas dzieci z tzw. „interwencji”, wiemy, że nie zostaną długo, lecz zawsze staramy się wykorzystać każdą chwilę, aby im pomóc. Nie zostaliśmy rodziną zastępczą bo nie wyobrażamy sobie, aby związać się z dzieckiem kilka lat i nagle dostać kolejną wiadomość, że rodzic sobie o nim przypomniał i go zabiera.
9 lutego 2012 13:41 | ID: 743019
Ta rozmowa dała mi wiele do myślenia. Postanowiłem odwiedzić również drugą rodzinę i porozmawiać. Uważam, że temat jest ciekawy i na pewno nie jednoznaczny. Wiele dzieci w domach dziecka to nie są sieroty, mają swoich rodziców, mają swoje korzenie, przyzwyczajenia,itd. Ciekaw jestem co one by powiedziały na temat szukania dla nich nowych rodzin.
Nie masz konta? Zaloguj się, aby tworzyć nowe wątki i dyskutować na forum.