Mam koleżnkę jedynaczkę, chyba już o tym w jakimś wątku tutj pisałam. Wyszła za mąż, zmieszkali z jej rodzicami, niestety mąż nie umiał się dogadać z teściami, nawet wspólnej kolacji wigilijnej nie chcił z nimi jeść. Koleżnka była rozdarta, nie chciała by rodzice sami zasiadali do Wigilii,efekt był taki, że jadła dwie kolacjie, najpierw z mężemi i dziećmi, później z rodzicami. Minęło tak kilka lat. Mąż znalazł sobie małolatę, do której odszedł. Koleżanka została sama z dziećmi, no i z rodzicami. Popadła w depresję, w tygodniu jakoś się trzymała, pracowała i czasu na rozmyślania miała mniej. Najgorzej było w dni wolne.Nie mogła sobie znaleść miejca, wciąż siedziała w domu, nie chciała wychodzić na wieś i powtarzała, że nie ma gdzie jechać czy pójść, bo nie ma rodzeństwa,ba nie ma nawet się komu wyżalić, Mamie nie wszystko chciała mówić i tak już bardzo przeżywała całą sytuację. Nie jest łatwo być jedynaczkę, cały ciężar opieki nad rodzicami spoczywa na jednej osobie,zresztą to już nie chodzi o opiekę nawet, ale o odpowiedzialność za nich. Różnie się życie toczy, niektórzy mają tylko jedno dziecko z wielu powodów, nie zawsze jest tak jak sobie na początku planujemy, ale niektórzy nie chcą mieć więcej dzieci z różnych przyczyn, czasem nawet z wygodnictwa. Ja zawsze chciałam mieć dwójkę, bo wciąż obsesyjnie myślałam o tym, że gdyby coś się stało i nas zabrakło, to dzieci będą miały siebie. Wyszło jednak tak, że mam trójkę i muszę powiedzieć,, iż decyzja o urodzeniu Wojtka była najmądrzejszą decyzją jaką podjęliśmy w życiu!