U nas bez większych emocji, byłam w szpitalu i mąż wiedział, że w każdej chwili mogę mieć wywoływany poród.
Ale u mojej teściowej były przeboje przy drugim dziecku. Rok 1978. Mieszkali na wsi, bez samochodu, do pociągu 1 km. Teściowa budzi się w nocy z silnymi bólami, wody odeszły. Budzi teścia i mówi "kochanie rodzę!".
"Nie teraz kochanie, najblizszy pociąg jest o 6 rano. Musimy czekać". Odwrócił się i spał dalej. Ponoć teściowa pól godziny go przekonywała, aby poszedł do sąsiada pożyczyć samochód.
Sąsiad samochodu pożyczyć nie chciał, powiedział że sam zawiezie, a nigdy jeszcze nie jechał do Poznania.
Zanim się zorganizowali minęła kolejna godzina, gdy dojechali do szpitala już było widać główkę dziecka. Moja szwagierka urodziła się na korytarzu zanim dojechali na salę porodową.
Gdyby nie sąsiad to urodziłaby się pewnie w domu. Pociąg miał być dopiero za 2 godziny :)