Muszę Wam opisać sytuację w jakiej wczoraj uczestniczyłam.
Poszłam do naszej przychodni po recepty dla mamy i dla mnie.
W przychodni funkcjonują dwa zespoły niepublicznej opieki zdrowotnej.
W jedny pomieszczeniu funkcjonują dwie rejestracje.
W rejestracji lekarza mojej mamy przy biurku siedziala jedna rejestratorka.
Wydruk komputerowy recety z podpisem lekarza i oddaniem mi do ręki trwal 2 minuty.
Obok w mojej rejestracji obecne były trzy panie. Gdy poprosiłam o wypisanie recept, pani rejetratorka wręczyła mi karty chorobowe z poleceniem udania się do gabinetu zabiegowego aby obecna przy nas pani pielęgniarka, która przeszła do gabinetu , wypisala recepty.
I tak też zrobila. W międzyczasie trzecia z pań przyszla po wypisane recepty z kartami aby zanieść je do lekarza do podpisu. Recepty są do odebrania po 17-tej. A była godzina 11-ta.
Tak więc proces wypisania mojej recepty wyglądał tak:
Pierwsza pani wręcza mi kartę. Kartę zanoszę osobiście do gabinetu zabiegowego.
Druga pani wypisuje receptę.
Trzecia pani zanosi recepty do lekarza do podpisu.
Odbiór recepty następuje po 17-tej danego dnia . W moim przypadku po 8-ej następnego, bo akurat taką mąż mial fanaberię aby nie tracić czasu po południu. Odebral receptę po odprowadzeniu Ali do szkoły.
I ja nie wiem czy to trzeba się śmiać czy płakać. Bo w najlepszym kabarecie tego nie oglądałam.
A muszę dodać , że w rejestracji nie było innych pacjentów.