Tak jakoś mi się przypomniała nauka w pierwszej klasie podstawówki.
Nauka pisania rozpoczynała się od rysowania różnych szlaczkó i kształtów w zeszycie w trzy linie. W ten sposób ćwiczyło się rękę. Pani nauczycielka bardzo zwracała uwagę aby wszystko było pod linijkę , w równych odstępach i w równych wielkościach. Potem przechodziliśmy do kaligrafii. Był osobny zeszyt, w którym pisało się po kilka linijek to samo słowo. W ten sposób znów ćwiczyło się rękę a, że często były to słowa z możliwością popełnienia błędu ortograficznego więć wzrokowo zapamiętywało się właściwą pisownię. I uwierzcie mi. Zdecydowana większość uczniów miało bardzo wyraźne i ładne pismo. Ale kaligrafii uczyła nas tylko nasza Pani Kręcicka. Przedwojenna nauczycielka. A patrząc teraz na pismo dzieci i młodzieży, to woła o pomstę do nieba. Mało , że piszą jak kura pazurem, to jeszcze z ogromnymi błędami ortograficznymi i stylistycznymi. O inerpunkcji nie wspomną, bo nawet chyba wielu z nich nie wie co to jest. I dlatego jest mi potrzebny zeszyt w trzy linie aby moja Ala, która już garnie się do pisania mogła rysować kolorowe różne szlaczki. A jak już będą jej ślicznie wychodzić, to nauczę ją pisania literek I nikt mi tego nie zabroni!!!!