Złote mysli...Kategorie: Odchudzanie, Dom i ogród Liczba wpisów: 2, liczba wizyt: 13793 |
Nadesłane przez: mondziak dnia 05-06-2013 12:15
KATASTROFA!
Wstałam, poszłam do łazienki. Zważyłam się i... Przytyłam! Kilogram... Nie mam humoru. Kupiłam sobie styropian, ja to tak nazywam. Jakieś bio ryż, czy coś tam. Niby nic, bardzo lekkie. Dokupiłam sobie jogurty bez cukru. Zjadłam, zważyłam się- waga? 70 kilogramów! Tak być nie może. Zwymiotowałam i zważyłam się ponownie. Niby 69.2, ale to i tak dużo. Kilka dni temu ważyłam 67.8 półtora kilograma mniej. Ech, skończy się jedzenie, zero, nul. Zostanie mi tylko woda niegazowana. Od teraz nie jem, zobaczę ile wytrzymam. Wiem, ze dam radę. wyznaczam sobie cele, które ambitnie doprowadzam do finiszu. Jeszcze mam na sobie tyle tłuszczu, na nogach najgorzej. Są takie grube, aż wstydzę się chodzić w spodenkach. Do tego, od niedawna pracuje za granicą w barze, a tam? Masakra. Przychodzi taki portugal, w brudnych i podartych ciuchach, nieumyty patrzy na Ciebie i śmie Ci mówić, ze "masz duży brzuch". Szczyt chamstwa. Pracuję z Patrycja, która również się odchudza, tylko mniej ambitnie. W nocy zjadła całą, dużą pizzę. Umówię się z nią na bieganie, albo coś w tym stylu. Ale to nie teraz, nie teraz gdy mam te dni, kobiece sprawy. Zastanawiam sie ile będę ważyć wieczorem.
Myślę wrócić do Polski na początku sierpnia, do wyjazdu z Korsyki daje sobie czas na schudnięcie.
Wyższa poprzeczka, moja waga to 57 kilogramów, czyli jeszcze 11...
Jeszcze 11 kilogramów...
Nadesłane przez: mondziak dnia 04-06-2013 12:40
To jest okropne, te wszystkie mysli kłębiace sie wokół idealnej figury. Odchudzanie. Dla mnie to jest jak puszczony kłębek włóczki, który rozwija sie, staje sie coraz mniejszy i zostawia za soba scieżke z puszystej nici na kruchym blacie psychiki. Niestety, jak to bywa w życiu, nie zawsze jest super. Czasem słowa, które ktoś kieruje w naszą stronę są bardziej bolesne, niż jakiekolwiek czyny.
Mam na imię Monika i mam 21 lat. Mój wzrost to 172 cm i waga... Zaczne od początku. Kiedys byłam bardzo szczupła, ważyłam 55 kilogramów, niestety nie na długo. W moim życiu zaczęło sie robic dobrze, lepszy dostatek. Więcej jedzenia, wiecej kilogramów. W roku 2012, w kwietniu, zauważyłam, ze na moich boczkach pojawia sie tłuszcz. Nie przejmowałam sie tym, no każdemu sie zdarza. W listopadzie nie było już tak miło. Coraz węcej osób wyzywało mnie od grubasów. Może i jestem wysoka, ale moja waga wskazywała wartość 82 kilogramów. Wpadłam w manię odchudzania. Przestałam jeść, zaczęłam ćwiczyc, więcej spacerów. Teraz? Waga wskazuje 68 kilogramów, a ja nie widzę różnicy. Czuje sie okropnie gruba, nieatrakcyjna. Wszyscy mówia, że schudłam, ale ja tego nie widzę. Wiem, ze wyszło to juz spod mojej kontroli. Jem bardzo mało, ale jak rzucę sie na jedzenie, to mam okropne wyrzuty sumienia. Przecież ja strasznie przetyję od tego! Lecę do łazienki, ważę się. Strach. Waga wskazuje 69.5 kg! Powoduje wymioty, jak najwięcej. Zebym miała w sobie jak najmniej, ile sie tylko da, co sie da. Staje na wagę i lekka ulga, teraz jest 68.4 kg. Sciągam spodnie, buty, staje w samej bieliźnie. waga 68.1 kg. Musze jak najmniej. Kiedyś wyznaczyłam sobie 70 kilogramów, teraz przesżło na 60. Dam radę, wiem to. Skoro schudłam juz 14 kg, to na pewno schudnę jeszcze z 10. Nikt mnie nie przekona żebym przestała. Widzę ten tłuszcz, grube uda, tyłek, brzuch. Okropne, obleśne!
Musze wytrzymać jak najwięcej bez jedzenia. Najdłużej to 4 dni, jedynie orzeszki, które odstawiłam, przecież mają w sobie tyle kalorii. Nikt nie będzie mówił, ze jestem gruba. Nie będę słuchać tego, ze wystarczy, bo oni kłamią. Specjalnie to mówią zeby sprawic mi przyjemność, ale po co? Przecież widzę jak wyglądam.
Jeszcze 8 kilogramów....