Blog anormalnyKategorie: Polityka, Religia Liczba wpisów: 99, liczba wizyt: 7434541 |
Nadesłane przez: Bartt 30-06-2010 10:54
Tymczasem Kościół nieustannie podkreśla, że na zapłodnienie in vitro zgody nie ma i być nie może. Jan Paweł II pisał w Encyklice Evangelium vitae: „Techniki in vitro są nie do przyjęcia z punktu widzenia moralnego, ponieważ oddzielają prokreację od prawdziwie ludzkiego kontekstu aktu małżeńskiego. [...] W wielu przypadkach wytwarza się większą liczbę embrionów, niż to jest konieczne dla przeniesienia któregoś z nich do łona matki, a następnie te tak zwane "embriony nadliczbowe" są zabijane lub wykorzystywane w badaniach naukowych, które mają rzekomo służyć postępowi nauki i medycyny, a w rzeczywistości redukują życie ludzkie jedynie do roli "materiału biologicznego", którym można swobodnie dysponować". Ponieważ problem bezpłodności dotyczy coraz większej liczby par - a tryb życia, jaki prowadzi większość osób, tylko go potęguje. Co zatem pozostaje małżonkom, którzy borykając się z niepłodnością, pragną dziecka?
Genialna prostota
Naprotechnologia jest szansą dla wielu parOdpowiedź na ostatnie pytanie postanowił odnaleźć amerykański lekarz, prof. Thomas Hilgers, który inspiracji szukał w Encyklice Pawła VI Humanae Vitae. Przede wszystkim raziło go podejście medycyny do kwestii leczenia bezpłodności - mowa była o medycynie reprodukcyjnej i wspomaganym rozrodzie. Taka terminologia, a właściwie aksjologia, kłóciła się godnością osoby ludzkiej, jaką Hilgers znał z Humanae vitae. Jego odpowiedzią była Technologia Naturalnej Prokreacji - czyli naprotechnologia (Natural Procreative Technology). Metoda ta bardzo szybko zaczęła rozwijać się w USA, później w Irlandii. Prof. Hilgers aktywnie współpracował z Watykanem w celu rozwoju i popularyzacji alternatywy dla in vitro. Na czym polega naprotechnologia? Jej istota jest bardzo prosta i znana od dawna - precyzyjna diagnoza i odpowiednie leczenie. Opiera się na naturalnych metodach planowania rodziny (NPR) w szczególności na modelu Creightona, jednak bardzo mocno wykracza poza zakres NPR. Po zdiagnozowaniu przyczyny niepłodności, naprotechnologia zaprzęga najnowsze zdobycze medycyny, z mikrochirurgią na czele, aby przywrócić płodność. Co ważne, zanim w ogóle rozpocznie się terapię, małżeństwo pracuje z instruktorem NPR aby lepiej poznać swoją płodność - to wymaga zaangażowania nie tylko kobiety ale też jej męża, co umacnia ich związek.
Skuteczność
Wg raportu Instytutu Pawła VI z 2004 roku, skuteczność leczenia metodami naprotechnologii waha się od 38% w przypadku, gdy przyczyną niepłodności są niedrożne jajowody, do ponad Dziecko80% gdy przyczyną jest brak owulacji. Skuteczność metod sztucznego zapłodnienia w analogicznych przypadkach mieści się w granicach 21% do 27% - naprotechnologia jest zatem niemal 2,5 razy skuteczniejsza niż in vitro. Warto zauważyć, że wg badań przeprowadzonych w Irlandii, wskaźnik skuteczności naprotechnologii w ogólności (różne przyczyny niepłodności) wyniósł 52%, przy czym wzrastał do ponad 80% u par, u których doszło do nawykowych poronień oraz spadał do 30% u par, które wcześniej bezskutecznie próbowały metod sztucznego zapłodnienia (in vitro). Wielu lekarzy zajmujących się naprotechnologią podkreśla, że często trafiają do nich pacjentki, którym jako jedyną szansę na dziecko przedstawiono zapłodnienie in vitro. Tymczasem po przeprowadzeniu dokładnych badań wychodziła na jaw przyczyna niepłodności, którą wystarczyło usunąć farmakologicznie bądź chirurgicznie.
Jeśli jest tak dobrze - to czemu jest tak źle?
Jeżeli naprotechnologia rzeczywiście jest tak skuteczną, a przede wszystkim akceptowaną moralnie metodą leczenia niepłodności, to czemu tak mało o niej słyszymy? Czemu tak mało jest lekarzy specjalizujących się w tych metodach? Po pierwsze, cała idea naprotechnologii stoi w sprzeczności z głównym nurtem „medycyny reprodukcyjnej". W odróżnieniu od naprotechnologii, zakłada ona najpierw regulację poczęć (antykoncepcja i aborcja) a następnie traktuje dziecko, jako coś, co rodzicom się należy. „Jeżeli chcą, to mają prawo mieć, należy im się". W rezultacie coraz mocniej odchodzi od diagnozowania i coraz szybciej przechodzi do metod sztucznego zapłodnienia. Aksjologia przyjęta w głównym nurcie medycyny w tym kontekście poszła tak daleko od szacunku do człowieka, że przy zapłodnieniach in vitro pracują technicy weterynaryjni - w końcu metody są niemal identyczne. Naprotechnologia traktuje dziecko jak dar. Kolejnym argumentem są finanse - in vitro jest bardzo drogie, a leczenie po trafnej diagnozie naprotechnologii może wynieść zaledwie niewielki ułamek kwoty potrzebnej na przeprowadzenie sztucznego zapłodnienia. To ważna kwestia, bo za in vitro stoi silne lobby, któremu nie w smak wizja popularyzacji naprotechnologii, która odebrałaby im zyski.
Do najważniejszych zalet naprotechnologii należy zaliczyć:
- Naprotechnologia szanuje integralność płciową kobiety i mężczyzny i ich godność. Nie uprzedmiotawia człowieka i aktu seksualnego. A co najważniejsze, nie niszczy życia ludzkiego (Zatem znakomicie wpisuje się w przesłanie ostatniego dokumentu Kongregacji Wiary - Instrukcji Dignitas Personae). Nie przekracza granic etycznych,.
- Nie pomija diagnostyki i leczenia. Uwzględniając objawy owulacji, obserwację cyklów płodności - odkrywa naturę i nie „idzie na skróty"
- Nie naraża zdrowia kobiety, ale ją leczy. W procedurze In vitro występuje ryzyko tzw. zespołu hiperstymulacji, który następuje po podaniu kobiecie leków hormonalnych w celu wywołania owulacji. Ten ciężki zespół występuje z częstotliwością 23 przypadki na 1.000 kobiet. Kobiety z tym zespołem wymagają kosztownego i długotrwałego leczenia. Zdarzają się nawet zgony w wyniku tego powikłania.
- Koszty związane z diagnozą i leczeniem metodą naprotechnologii są nieporównanie niższe aniżeli opłacanie procedury in vitro.
Naprotechnologia w Europie jest jeszcze w powijakach - ale to od nas zależy, czy i jak szybko będzie się rozwijała.